W 2005 roku, po raz pierwszy Gminna Biblioteka Publiczna w Kuślinie zorganizowała Konkurs o Pióro Wójta Gminy Kuślin. Celem tego Konkursu jest: wzbudzenie zainteresowania przeszłością, teraźniejszością i przyszłością Gminy Kuślin, zachęcenie mieszkańców do twórczości artystycznej- literackiej, plastycznej, aktorskiej, fotograficznej oraz zwrócenie uwagi na walory krajoznawcze i turystyczne gminy Kuślin i okolic, popularyzacja książek i czytelnictwa, promocja gminy.
Pierwszy konkurs nowego cyklu był KONKURSEM LITERACKIM p.n. “Wędrówki po Kuślińskiej Ziemi” . Wzięło w nim udział ponad dwadzieścia osób. W jury Konkursu zasiadły panie: poetka Zdzisława Jaskulska-Kaczmarek, dyrektor Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w Nowym Tomyślu, Magdalena Giemza-Żurawska – instruktor z Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, polonistka Jadwiga Elantkowska i dyrektor GBP w Kuślinie Mirosława Kulawiak.
Laureatką pierwszego Pióra Wójta Gminy Kuślin została nowotomyska licealistka Edyta Chmielewska. Drugie miejsce przyznano Krystynie Prędkiej z Wąsowa, a trzecie Grażynie biskup z Trzcianki.
Nagrodzeni uczestnicy i ich utwory:
W Kuślinie
Edyta Chmielewska
W kościele Zmartwychwstania Pańskiego
oglądam wystawę dewocjonaliów
zrobionych z tegorocznych plonów.
Oto Arka Przymierza z ziarenek gorczycy,
obok pszeniczna mapa Polski, a tam jakiś staruszek składa ręce
pod żytnim krzyżem Chrystusowym.
Słychać dźwięczne głosy ptaków i cieni, zastępujące wyniosłe tony organów.
To symfonia zieleni,
prześwietlona słońcem,
nasycona wiarą mieszkańców.
Czuję zimny oddech nieznanych bogów i przodków,
bo tylko w drzewach i w murach kościołów
zapisały się pochyłą kursywą nieme wspomnienia.
Parę kroków dalej widzę pomnik
z martwego betonu XX wieku,
w dali neogotycką bryłę kościoła,
a na jego ścianach białe promienie
dnia, który budzi się razem z Tobą,
jak myśli jeszcze niewypowiedziane,
takie delikatne, a już zwycięskie.
A tam pośród lipowej alei
przechadza się jesień,
bo czas nie radzi sobie z pięknem
i wciąż pochyla głowę,
jak jabłoń pod ciężarem dojrzałych owoców.
Podróżniku w odwiecznej wędrówce człowieka,
kiedy nad ranem wchodzisz w gąszcz świateł,
w dżunglę miejskich krzyków
i lamentów nad kolejnym poniedziałkiem,
pamiętaj o Kuślinie
– wielkopolskiej oazie spokoju…
Moje Wąsowo
Krystyna Prętka
I znów znalazłam chwilę, by wrócić pamięcią do dawnych, młodych lat.
Do lat mojego dzieciństwa.
To chyba najmilsze wspomnienia…
Ukochane ścieżki, na których każda jesień tkała piękny, złoty dywan.
A każda wiosna białe pola stokrotek.
A wśród zieleni, na górce, mój rodzinny dom. Kochany, ciepły, pełen śmiechu dzieci, może biedny, ale mój.
I moje okno, w którym siadałam, by popatrzeć na pałac. Stare zamczysko, wielki gród, który zawsze był dla mnie tajemnicą. Tatuś opowiadał, że zbudował go Hardt i zostawił, gdy emigrował z Polski.
Jego drzwi były zawsze otwarte, więc często zakradaliśmy się do środka z Basią, Marysiem i Krzychem.
Dla naszych małych rączek, wielkie drzwi były duże i ciężkie, jakbyśmy otwierali twierdzę.
Zawsze ciągnęło nas na szczyt, na wieżę widokową. Do dziś pamiętam, jak niesamowicie i tajemniczo skrzypiały drewniane schody. A tam, na górze było takie uczucie, jakby się doszło do samego nieba.
Legenda mówiła, że w jednym z pałacowych pokoi straszy, ale za każdym razem wskazywano inny, dlatego do dziś nie wiadomo, która to komnata…
A obok tego kolosa stoi moja ukochana kapliczka. Tam było mi po prostu dobrze.
Chodziłam najpierw z mateńką za rączkę, a potem pamiętam, że najlepiej czułam się w małym kąciku po prawej stronie, przy filarze, który był zrobiony z tęczowych, kolorowych muszli, małych i dużych.
Pamiętam też ten cudowny czas, kiedy w zachodnim skrzydle pałacu był Klub i to najprawdziwszy, dla młodzieży. Dlaczego prawdziwy? Bo schodziła się tam młodzież z całej okolicy. I tak, jak szumiały dęby, cisy, buki, tak tam, dnie całe i noce rozbrzmiewał śpiew młodzieży.
A zimą, by być w górach, nie trzeba było opuszczać parku.
Nasza górka za pałacem była kochana. Ona nie wymagała pięknych sanek. Po prostu zjeżdżaliśmy na wszystkim, co wpadło nam w ręce: na desce, na worku lub misce…
Jesienią zaś chodziliśmy w głąb parku, bo szeleszczące pod stopami liście, były melodią, której nie zagrasz na żadnym instrumencie.
Dziś po dwudziestu latach też siadam przy moim kochanym oknie.
Dęby i buki, które kiedyś były duże, teraz są potężne.
To one otulają ciepło ten czerwony, piękny, odnowiony pałac. Zjeżdżają tu dziś ludzie nie tylko z całej Polski, ale i ze świata, by podziwiać miejsce, w którym dane mi było dorastać.
Pałacu już dziś nie odwiedzam. Jego bogactwo przytłacza mnie i nijak się ma do moich wspomnień. A one są skarbem i bogactwem, którego nikt mi nie odbierze.
ZIEMIA KUŚLINSKA
Grażyna Biskup
Ziemia kuślińska piękniej
śliczna jest wiosną
o wschodzie słońca
gdy perły rosy
drżą na źdźbłach trawy
i o zachodzie słońca
w półmroku gdy w Mogilnicy
rechoczą żaby.
Zimą, gdy biały puch
spowił wszystko
dachy czworaków
szkolne boisko
i uroczysko w dąbrowskim lesie.
Ja kocham jesień
bo na tej ziemi
jest tak szczególnie, niesamowicie
gdy liście swoje kasztany gubią
małe kasztanki wiatr z drzewa zrzuca
a wiatr rozwiewa na wszystkie strony purpurę liści, odgłosy dzwonów.
W NASZEJ GMINIE
Wiosenne pola w zieleń odziane
i stromy wiadukt nad autostradą
stoisz i patrzysz dosięgasz chmur
a potem w dół… i nowy widok
piękne pejzaże
wśród drzew kościółek
i ruch przy barze „Na zakręcie”
gdzie czasem zagląda zmęczony człowiek
przy szklance piwa marzy, planuje
potem wychodzi i znów pracuje wytrwale do zmroku od świtu
po co ? dla siebie ?
Nie wiem
i tak czas mija niepostrzeżenie
a z czasem zmiany zachodzą
i w naszej gminie jest milej.